
W proch się… nie obróciło, czyli co trafia na ruszt
Do Zakładu Unieszkodliwiania Odpadów trafiają niekiedy prawdziwe perełki. W zakładowej kolekcji jest już sporo historycznych skarbów.
- Po paru latach zdecydowanie mogę powiedzieć, że nic już nas nie dziwi. Ludzie zbierają różne rzeczy, mają różne pasje. Później ktoś to po nich przejmuje i w danym przedmiocie nie widzi tego samego, co poprzedni właściciel. Po prostu tej pasji nie kontynuuje lub nie ma gdzie trzymać dodatkowych rzeczy. Tak mogło być w przypadku naszej kolekcji – mówi Sebastian Hejna, kierownik zmiany w Zakładzie Unieszkodliwiania Odpadów.
Bez wątpienia przeważają militaria. Pracownicy znaleźli już m.in. pocisk moździerzowy, niemiecki rewolwer z końca XIX wieku czy granaty. Zakładowe eksponaty, które nie uległy zniszczeniu pod wpływem temperatury, zostają oczyszczone i trafią do kolekcji.
- Nasz chwytak podnosi jednocześnie nawet do cztery tony odpadów. Nie da się gołym okiem wyłapać cenniejszych rzeczy, ale później złom jest u nas oddzielany i trzeba go niekiedy przebierać. To wtedy pracownicy wyłapują właśnie takie perełki. Pewnie nie raz się jeszcze zdarzy, bo trochę niewybuchów z czasów II wojny światowej na naszych terenach jeszcze jest – dodaje Sebastian Hejna, kierownik zmiany w Zakładzie Unieszkodliwiania Odpadów.
Oto nasze skarby, kto wyrzucił pocisk moździerzowy?