Ze Szczecina do Lizbony na rowerze i z EcoGeneratorem! [wideo]
W ciągu roku EcoGenerator unieszkodliwia 176 tys. ton odpadów komunalnych, pan Marek podczas jazdy spala od 5 do 6 tys. kalorii. My w ubiegłym roku wyprodukowaliśmy ponad 92 tys. MWh energii elektrycznej a on pokonał przeszło 30 tys. kilometrów na rowerze i czasami podczas jazdy dzięki sile mięśni wytwarzał prąd na własne potrzeby. Naszą instalację i Marka Rupińskiego łączy więcej niż tylko produkcja dobrej energii. To także unikatowe sportowe wyzwanie, w którym EcoGenerator postanowił go wesprzeć i które pozwoli mu pozostać w czołówce ultrakolarzy na świecie. O czym mowa?
Szczecin – Lizbona. Do pokonania dokładnie 3 tysiące kilometrów na rowerze. Ustanowienie nowej trasy i od razu jej rekordu. Takiego wyzwania, które będzie możliwe dzięki wsparciu EcoGeneratora, podejmie się Marek Rupiński, rodowity szczecinianin, utytułowany ultrakolarz, numer jeden najtrudniejszego maratonu kolarskiego na świecie - Race Across America oraz lider w rankingu federacji World Ultra Cycling Association.
Start 21 października o godz. 9 sprzed Urzędu Miasta w Szczecinie. Zapraszamy do kibicowania!
Na liście World Ultra Cycling Association (jedynej działającej organizacji zrzeszającej ultrakolarzy z całego świata) nigdy nie było żadnego Polaka. Swoją determinacją, niewyobrażalną wytrzymałością fizyczną oraz psychiczną, wielu wyrzeczeniami, wsparciem przyjaciół i rodziny, Marek Rupiński, na co dzień przedsiębiorca zaopatrujący szczecińskie szkoły i przedszkola w artykuły spożywcze, znalazł się na jej czele. Zdobywając punkty w wielu morderczych wyścigach był spokojny, że do końca tego roku pozostanie niekwestionowanym liderem.
- Gromię wszystkich, nikt mi nie zagraża, jestem na pierwszym miejscu… a tu nagle okazuje się, że Łotysz, którego notabene znam, wyprzedza mnie o dwa punkty, bo wykonał dodatkowy kolarski challenge. Moim marzeniem było w ogóle być na liście WUCA, ale skoro tak dobrze mi idzie to chciałbym być pierwszy, jak najlepiej reprezentować i promować nasz kraj i Szczecin – stwierdza przykładając wymownie pięść do serca Marek Rupiński. - Na zdobycie dodatkowych punktów mam czas do końca roku a szansą na to jest określony przez federację WUCA „City to City Challenge”.
Fot. Archiwum prywatne M. Rupińskiego
Możliwością na zdobycie brakujących punktów ma być ustanowienie nowej trasy z miasta do miasta o długości 3 tysięcy kilometrów. Pan Marek chcąc promować swoje rodzinne miasto, na miejsce startu wybrał właśnie stolicę Pomorza Zachodniego.
- Do Lizbony ze Szczecina są idealnie 3 tysiące kilometrów. To będzie nowa trasa, więc wystarczy, że ją przejadę, ale oczywiście będę się starał zrobić to jak najszybciej, by ustawić wysoko poprzeczkę tym ultrakolarzom z całego świata, którzy będą chcieli pobić mój wynik – wyjaśnia ze uśmiechem cyklista.
Oprócz pana Marka w teamie będzie jego żona i dwóch przyjaciół, którzy wzięli specjalnie urlop, by wspierać go w dążeniu do sportowego celu. Pojadą obok niego w kamperze, będą rejestrować trasę, w dozwolonym zakresie wspierać, ale przede wszystkim pełnić rolę sędziów według wytycznych federacji ultrakolarskiej.
- To nie pierwszy raz, kiedy na wyścigach, maratonach kolarskich moja żona, przyjaciele, rodzina podają mi bidony z piciem, przygotowują rollo z ryżem czy makaronem. Zdobywam największe tytuły kolarskie na świecie i nie mam w zespole dietetyka, trenera, masażysty, czy mechanika. Totalna amatorszczyzna – śmieje się ultrakolarz. – Często jadą ze mną, bo mnie lubią, wspierają, chcą przeżyć przygodę w pięknym miejscu na świecie, przeważnie nie jestem w stanie im tego nawet finansowo wynagrodzić. Sam na swoje starty zaciągam kredyty, poszukuję sponsorów, sprzedaję rowery. A ostatecznie za osiągnięcia otrzymuję piękne puchary. Daję z siebie wszystko, przekraczam swoje granice, by się sprawdzić, rozsławiać nasz kraj i czerpię z tego ogromną satysfakcję. Wsparcie sprzętowe firm rowerowych jest bezcenne, ale niestety nie wystarcza.
Fot. Archiwum prywatne M. Rupińskiego
W zaplanowanym na poniedziałek wyzwaniu wesprzeć ultrakolarza postanowił więc EcoGenerator. To co nas łączy, to promocja zdrowego i ekologicznego stylu życia, ale przede wszystkim dobra, czysta energia, którą pan Marek, tak jak nasza instalacja potrafi produkować.
- Kiedy biorę udział w wyścigu samowystarczalnym, jadę zupełnie sam, bez teamu. Tak było np. w Japonii, gdzie pokonałem w taki sposób 3 tysiące kilometrów. W rowerze miałem zainstalowane specjalne koło, które generowało prąd podczas jazdy, coś na zasadzie dynama, które ładowało się przy prędkości powyżej 15 km na godz. Choć nie było to proste, kiedy jechałem po górach, dzięki temu mogłem w ogóle korzystać z telefonu, sprawdzać trasę, słuchać muzyki, kontaktować się… Wyścig ukończyło ok. 10 osób z 60 a ja jako jedyny przejechałem przez wszystkie punkty kontrolne.
Fot. Archiwum prywatne M. Rupińskiego
Skończył 40 lat i pożyczył rower od sąsiada
Kiedy garstka ultrakolarzy z całego świata jeszcze walczy, by ukończyć kolejny nadludzki maraton w wyznaczonym limicie czasu (np. 12 dni), on pokonując trasę z najlepszym wynikiem jest już w domu i szykuje się do pracy.
- Tytuły, które zdobywam na rowerze, choć imponujące, nie dadzą mi chleba, nie spłacą kredytu a wożenie ziemniaków… tak – śmieje się pan Marek. – Dlatego kończę wyścig, ślicznie dziękuję za piękny puchar np. w Danii, Japonii czy Ameryce i szybko wracam do domu, bo szkoły i przedszkola czekają na dostawę a robię to od 20 lat.
Pan Marek dzieciństwo spędził na os. Zawadzkiego. Od najmłodszych lat starał się być samodzielny, pracował na własne wydatki. Handel w branży spożywczej, od którego zaczął jako nastolatek, okazał się nawet znacznie bardziej dochodowym zajęciem niż praca w zawodzie akustyka, na którego wykształcił się w ówczesnej Politechnice Szczecińskiej.
Jeśli jeszcze ktoś nie słyszał o Marku Rupińskim, szybko powinien to nadrobić. Warto poznać jego historię, jego fenomen i uświadomić sobie, że nie ma rzeczy nieosiągalnych, nawet jeśli zaczynamy od zera i to po czterdziestce! Bo to właśnie po ukończeniu czterdziestego roku życia, pan Marek pożyczył rower od sąsiada i na „dzień dobry” przejechał 100 kilometrów tam i z powrotem.
Fot. Archiwum prywatne M. Rupińskiego
Dziś ma 49 lat i na koncie wiele światowych tytułów z zakresu kolarstwa. Wąskie grono światowych ultrakolarzy zna go dobrze. Zawsze lubił aktywność, ale nie sądził, że zachęcony przez grupę rowerzystów do wspólnej wyprawy, na pożyczonym od sąsiada rowerze, bez problemu przejedzie 200 kilometrów.
- Wsiadłem na rower i okazało się, że mogę jechać dwa, trzy dni, czy tydzień – rozkłada ręce z uśmiechem Marek Rupiński. – Po prostu tak mam. Nawet sen nie jest mi potrzebny, potrafię odpoczywać na rowerze, albo przez dłuższy czas w ogóle. Chodzi o to, żeby chrapnąć, zregenerować się, przez jakiś czas jedziesz szlaczkiem a potem kawa, makaron, ryż, paprykarz, daktyle i ciśniesz dalej. Cieszę się, że podczas zawodów poznaję ludzi z całego świata np. Mistrza Niemiec czy Portugalii i mogę z nimi rywalizować pomimo czasem dużej różnicy wieku. Ultrakolarstwo to nie tylko wiek, ale psychika i znajomość samego siebie Oczywiście, że są chwile zwątpienia, ogromnego zmęczenia, nawet halucynacje, fizyczny ból… Wtedy pomaga mi muzyka. Lubię też audiobooki czy podcasty, których słucham podczas treningów.
Tu przez Amerykę a tu pod Miodową… 126 razy
Pierwszy dłuższy start pana Marka liczył 3 600 kilometrów. Podróż samochodem na takiej trasie jest męcząca a Marek Rupiński wsiadł na rower pobił rekord i zajął pierwsze miejsce w Race Around Poland w 2022 roku.
Jego marzeniem było przejechać Race Across America - najtrudniejszy kolarski maraton, w którym startują setki osób a kończy go kilka. Na przestrzeni 40 lat w sumie tylko 200 osób. Pan Marek był drugim Polakiem, który w ogóle przejechał całą trasę. Pokonywał 500 kilometrów dziennie i zajęło mu to 10 dni i 5 godzin.
- Ten wynik, oprócz ogromnej satysfakcji, dał mi pierwsze miejsce w kategorii do pięćdziesięciu lat, drugie miejsce w klasyfikacji generalnej, tytuł najszybszego mężczyzny oraz najlepszego debiutanta roku – Rookie of The Year – wymienia szczecinianin.
Fot. Archiwum prywatne M. Rupińskiego
To najbardziej spektakularny wynik, ale jest ich znacznie więcej. W ubiegłym roku kolarz przejechał ponad 30 tysięcy kilometrów, startował w kilku światowych wyścigach, ale też przejechał np. trasę wokół Zalewu Szczecińskiego (ok. 260 km) 15 razy o każdej porze roku i rekord tej trasy cały czas należy do niego. Ulicę Miodową tam i z powrotem zdobył w ciągu 26 godzin 126 razy (500 km) w ramach wyzwania, w którym trzeba było pokonać przewyższenia liczące tyle co Mount Everest. Cel na 2024 rok to 36 tysięcy kilometrów, czyli średnio 100 kilometrów dziennie.
- W tym roku brałem już udział w sześciu zawodach rangi międzynarodowej. Raz byłem trzeci, raz drugi, pozostałe starty wygrałem. W Danii ustanowiłem rekord trasy. Na wykręcone kilometry składają się zarówno starty jak i treningi. A polegają one np. na tym, że w sobotę, wpadnę na pomysł, by przejechać się 100 kilometrów do konkretnego miejsca w Niemczech, by w ulubionym miejscu po prostu zjeść pyszną kaczkę – kończy Marek Rupiński.
Relacje z przebiegu wyzwania będzie można śledzić na naszym profilu na Facebooku i Instagramie. Polub nas!