Drugie miejsce ultrakolarza w bajkowej Francji!

14.04.2025 16.00

Po niecałych dwóch dobach jazdy, pokonując na rowerze 1035 km, Marek Rupiński dotarł na metę wyścigu we Francji - Race Across Paris. Zdobył drugie miejsce w swojej kategorii (do 54 lat) a wśród wszystkich uczestników (ok. 85) był piąty. Teraz czeka na niego codzienna praca, chwila odpoczynku i 2 maja kolejny start. Tym razem we Włoszech!

 

Pan Marek, to rodowity szczecinianin, jest liderem rankingu WUCA (World Ultra Cycling Association) - federacji zrzeszającej najlepszych ultrakolarzy na świecie i cały czas broni tego tytułu. Już kolejny raz wsparł go w tym EcoGenerator. Tym Marek Rupiński wziął udział w Race Across Paris, wyścigu w Chantilly pod Paryżem, 9 – 12 kwietnia.

 

 

Na wyznaczonej trasie suma przewyższeń wyniosła 7400 m a czas z obowiązkową 4 godzinną przerwą, czas jakiego potrzebował ultrakolarz ze Szczecina na pokonanie drogi wyniósł 47 godzin i 22 minuty.

 

Ten start to był dla pana Marka przede wszystkim ogromny wysiłek fizyczny, walka z głodem i pragnieniem, ale z drugiej strony także wspaniałe doznania.

 

- Można powiedzieć, że sporej części trasy towarzyszył bajkowy klimat. Przepiękne widoki, których kwintesencją był przejazd przez Szampanię i ścieżki prowadzące do winnic, czy wcześniej wzdłuż rzeki – wspomina Marek Rupiński. – Boczne drogi, urocze miasteczka, wioski ze wspaniałą architekturą... Tak jak ktoś powiedział - ta trasa była jak dusza Francji.

 

 

 

Żeby nie było jednak tak sielsko, wiązało się to niestety z pewnymi niedogodnościami. Fatalny stan dróg, bark sklepów, restauracji, a nawet automatów z jedzeniem, zdecydowanie utrudniały rywalizację.  

 

- Był taki odcinek, w którym przez 140 km nie napotkałem na drodze żadnego miejsca, w którym można byłoby kupić coś do picia i do jedzenia. Oczywiście niewielkie (z uwagi na ciężar) zapasy miałem, ale w trakcie takiego wyścigu szybko się też kończyły. Jeśli nie zdążyło się zrobić zakupów w jakimś sklepie do godz. 18 czy 19, kiedy były otwarte, to później już do rana, do godz. 8 nie było na to szans – zauważa ultrakolarz.  

 

Nawet wielkie restauracje z hamburgerami, które nagle pojawiły się na trasie jak oaza, mimo że były oznakowane, jako działające 24 godz. na dobę, były w nocy zamknięte. Na stacjach benzynowych nie było żadnych sklepików. Automaty z piciem czy pizzą poza tym, że było ich kilka podczas całej podróży, były albo puste albo okratowane i zamknięte do rana.

 

Czytaj też: 1000 kilometrów przez Francję. Ultrakolarz ze Szczecina znów na starcie!

 

- Kiedy już zaczynał się poranek, jedzenia szukałem po zapachu – śmieje się Marek Rupiński. - Wtedy uruchamiały działalność piekarnie z bagietkami i można było taką z różnego rodzaju serami, czy z szynką kupić. Robiłem wtedy zapasy i wypełniałem bagietkami wszelkie możliwe przestrzenie w plecakach czy kieszeniach.

 

Z jednej strony tereny dziewicze, spokojne, nieucywilizowane a z drugiej Paryż, który trzeba było pokonać w godzinach szczytu na rowerze. Tłok, skupiska turystów, mnóstwo samochodów…

 

- Do tego w ciągu dnia przyjemna temperatura ok. 18 stopni a w nocy jej spadek nawet do 1,5 stopnia Celsjusza i jazda przeważnie w otwartej przestrzeni, bez drzew, gdzie bardzo dokuczliwy okazywał się wiatr – wymienia Rupiński. – Drugie miejsce i piąte open… Oczywiście, że mogło być lepiej, ale i tak jestem zadowolony. W niedzielę w nocy wróciliśmy wypożyczonym kamperem z Francji, a nad ranem musiałem już jechać do pracy. Teraz trochę służbowych spraw, odpoczynku i pod koniec kwietnia ruszam w kierunku Włoch, na kolejne zawody. Dam z siebie wszystko!

 

 

Bieżące informacje z EcoGeneratora zamieszczamy na naszym Facebooku i Instagramie. Polub nas! ​

Ta strona używa plików cookies (ciasteczek), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na użycie plików cookie. Zamknij.